Zacznijmy od pozytywów: nie ma dania, a przynajmniej ja nigdy na takie nie trafiłem, które by mi nie smakowało. Na przystawkę zdecydowaliśmy się na pierożki (Banh goi ran), smażone na głębokim oleju w cieście podobnym sajgonkowemu, były bardzo delikatne. Brokuły w sosie ostrygowym, wybrane przez moją towarzyszkę z sekcji "wege", stanowiły dobry dodatek, jednak jak na osobne danie były zbyt jednolite i nieciekawe. Gwiazdą główną kolacji była polędwica na gorącym półmisku (Than bo ran). Niestety, pomimo dobrej jakości mięsa i ciekawego sosu śliwkowego, mięso było zdecydowanie zbyt mocno wysmażone. A wyraźnie prosiłem, o średnie wysmażenie...
...co bezpośrednio wiąże się z minusami miejsca. Mam wrażenie, że największym problemem jest właściciel/manager - wystrój przypomina mi bankietownie głębokiego PRL-u, tandetne "na bogato", upstrzone jarmarcznymi, orientalnymi akcentami. Szklana przegródka z pandami, widoczna na jednym ze zdjęć, była najładniejszym elementem wystroju. Dodajmy nieczynną szatnię, nieuważną obsługę, oraz brak zmian pałeczek po każdym daniu. Jedzenie jest tu na wyższym poziomie, niż u zwykłego chińczyka, jednak ceny są przesadzone - za obiad dla dwóch osób zapłacimy 100-150zł. To stawia lokal w fatalnej korelacji jakość/cena. Porównywalnie, surówka z kapusty, będąca integralną (darmową) częścią wszystkich dań w innych restauracjach orientalnych, tu jest dodatkiem za 10zł.
W A-Dongu czas się zatrzymał, i o ile przesadnie nie wpływa to na jakość jedzenia, tak cała reszta musi ulec zmianie. Katowice zasługują na nowoczesną, świetną kuchnię orientalną, i jeśli właściciele A-Donga się nie obudzą, konkurencja słusznie pogrzebie legendę.
Pierożki A-Dong. |
Orientalny wystrój. |
Brokuły w sosie ostrygowym, surówka z kapusty. |
Polędwica wołowa. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz