zakres cen do 25 zł
hurrycurry.pl
Pamiętam czasy (choć patrząc za okno mam wrażenie, że było to wieki temu) gdy słońce świeciło, śnieg nie sypał i było ciepło. Pamiętam, jak było przyjemnie, aż nogi same rwały się do odkrywania
nowych krain. W tych cudownych dniach ciągła, niezaspokojona chęć
odkrywania czegoś nowego zaprowadziła mnie na Śląsk, a konkretniej - do
Katowic.
(Po ilości recenzowanych lokali z tamtego rejonu pewnie
myślicie, że tylko tam jeździmy. Musicie mi jednak uwierzyć na słowo
(pisane, ale zawsze)! To był mój pierwszy raz, jakkolwiek by to nie
zabrzmiało ).
Jak każdemu dzielnemu podróżnikowi, kanapki zrobione na wyprawę skończyły się już w busie. Postawiło mnie to w idealnej sytuacji. Pierwszym bowiem co zrobiłam, po
dotarciu na miejsce, było poszukiwanie lokalu, w którym mogłam coś
‘przekąsić’.
Zwróciłam się o pomoc do miejscowych i zostałam
skierowana na ulicę Stanisława. Budynek, gdzie miałam się stołować, zwrócił moją uwagę
już na początku- przede wszystkim przyczynił się do tego kolorowy,
wyróżniający się na tle innych lokali szyld. Jako kwiat młodzieży
warszawskiej, od razu ruszyłam w tamtą stronę. Stylem przypominał bowiem
miejsca, do jakich przyzwyczaiła mnie stolica.
Jak wiadomo, pierwsze
wrażenie najważniejsze, więc dobry wygląd lokalu bardzo mnie zachęcił. Sugerując się dobrym wyglądem knajpy,
spodziewałam się też niezłego jedzenia. Już od wejścia
urzekł mnie zapach, a przemiła obsługa pomogła wybrać potrawę, która
najbardziej odpowiadałabym moim gustom.
Gdy otrzymałam
zamówienie, od razu zaczęły ogarniać mnie wątpliwości. Zapach, fakt, był
zachęcający, jednak wygląd już
niekoniecznie. Moje oczy miały przed sobą szarobrązową papkę, ledwo
oprószoną płatkami migdałów. I choć, jak powszechnie wiadomo, człowiek je
najpierw oczami, pomyślałam sobie: ‘Aż tak źle, być nie może!’ i zabrałam się do
jedzenia. Po pierwszym kęsie zrozumiałam, że może, i jest źle.
Potrawa była kompletnie bez smaku, a curry nie przypominało to w
zupełności. Dokończyłam moją miseczkę z wielkim trudem, choć miseczka
nie była duża.
Istotne jest również to, iż mała porcja nie szła w parze z małymi
kosztami.
Później, w rozmowach ze znajomymi okazało się, że jakość
serwowanych tam dań zależy od tego, kto je akurat przyrządza.
Mam nadzieję, że gdy zawędrujecie w to miejsce- traficie lepiej, niż ja.
Wnioski
z tej wyprawy? Przede wszystkim, piękny obraz Katowic, który zapamiętam
na bardzo długo, a, z kulinarnego punktu widzenia, niestety, niesmak w
ustach!
wybaczcie nie miałam ze sobą aparatu
więc zdjęcie pobrane jest ze strony
hurrycurry.pl