wtorek, 7 maja 2013

Kraków: Nie lubimy: Pizzeria Boom

Na pewno znacie to dotkliwe, i wszechogarniające uczucie, gdy podczas weekendowych maratonów imprezowych nagle dopada was głód tak wielki, że najchętniej zjedlibyście wszystko, co tylko istnieje na świecie. W jednym zdaniu pojawiają się wtedy zestawienia takich potraw, które normalnego człowieka (i czasem po fakcie i nas samych) przyprawiłyby o dotkliwy ból brzucha. Nam przytrafiło się to kilka dni temu, gdy odwiedzaliśmy Kraków. Po kilku wypitych piwach, zaczęliśmy marzyc o ilościach jedzenia (oczywiście najchętniej niezdrowego), jakie w normalnej sytuacji spokojnie wystarczyłoby nam przynajmniej na miesiąc. Jak przystało na porządną majówkę, deszcz padał niemiłosiernie, do tego było strasznie zimno, wiec wyjście na miasto w poszukiwaniu lokalu było ostatnia rzeczą, na jaka mieliśmy ochotę. W takiej sytuacji pozostaje tylko jedno wyjście - jedzenie na telefon.

Poszukiwania idealnego lokalu, w którego to menu zawierałaby się każda z naszych zachcianek, a do tego dowiózłby je, wprost do naszych niecierpliwych rączek, trwały bardzo długo. Nie wiem, czy powodem tego było to, że nasze zachcianki zmieniały się z prędkością światła, czy też to, że znajdowaliśmy się na Nowej Hucie, i szukaliśmy lokalu znajdującego się w pobliżu.

W końcu, zdecydowaliśmy się złożyć zamówienie w Pizzerii Boom. Padło na zamówienie makaronu z brokułami i kurczakiem, a nasi znajomi zechcieli frytki, i zestaw obiadowy z  kotletem schabowy. Dowozowi nie można nic zarzucić - jedzenie dostaliśmy szybko (choć czas po alkoholu staje się bardzo względny) i od razu zaczęliśmy pałaszować nasze porcje. 
Po dosłownie jednym gryzie cały nasz głód znikł. Było to najgorsze jedzenie, jakie jedliśmy w życiu (przyznali to wszyscy). Frytki wyglądały niezjadliwie i dokładnie tak samo smakowały. Białe niedosmażone flaczki. Kotlet, jak to powiedziała nasza znajoma, nie za bardzo przypominał w smaku mięso. 
Niestety, nawet spora ilość alkoholu nie mogla zabić smaku makaronu z brokułami. Rozgotowane kluski, wodnisty sos i kurczak bez smaku tworzyły niezjadliwe połączenie.
Z całego zamówienia, tylko kotlet wylądował w żołądku - reszta niestety w koszu na śmieci.

Ta pasta nie zasługuje nawet na ostre zdjęcie.

Ach, te zdjęcia z komórki.

Frytki blade, jak coś bardzo bladego.